czwartek, 28 stycznia 2010

Globalne rozpieszczenie

Ostatnio sporo dyskutuje się o zimie. Trochę popadało, trochę pomroziło i od razu słychać wokół wielkie narzekanie, jakby aktualna zima była jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Ludzie dziwią się, że pada śnieg i mrozi, jakby słońce miało grzać i trawa się zielenić.

Ta ekscytacja białym puchem jest zabawna i nudna zarazem. Bez wnikliwszych analiz pogodowych pamiętam równie ostre zimy, które miały miejsce w okresie kilkunastu lat wstecz (gdy trzyma się samochód na powietrzu łatwo się takie rzeczy zapamiętuje). Nie mówiąc już o zimach z dzieciństwa. Słowem - zima jak zima, czym tu się ekscytować? I mróz o tej porze roku jest normą, i zasypane drogi też.

Owa nadrważliwość jest w dużym stopniu wynikiem medialnych nagonek. Robienie sensacji z byle czego służy przecież oglądalności i klikalności; dlatego ludzi się odpowiednio nakręca. Ale jest i druga strona medalu. Współczesny człowiek jest jakby delikatniejszy, bardziej wymagający i równocześnie słabszy psychicznie. Byle czym go  można wystraszyć:  zimą  - zimnem, latem - gorącem itp. A gdy dodatkowo napatoczy się świńska czy ptasia grypa i w mediach non stop o niej trajkoczą, to w jego oczach momentalnie pojawia się paniczny strach.

Skąd bierze się ten lęk i przewrażliwienie? Z przyzwyczaienia do wygody i ciepełka. Jeśli coś zakłóca  ciepełko, to od razu  lud wykazuje tendencje do reakcji  zbyt emocjonalnych, wręcz panikarskich. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju globalnego rozpieszczenia. Dlatego trzeba się powoli przyzwyczajać do tego ciągłego lamentu. 

poniedziałek, 25 stycznia 2010

O zakazie palenia

W dyskusjach o wprowadzenie zakazu palenia w miejscach publicznych, akcentuje się zazwyczaj ekonomiczny, polityczny i zdrowotny wymiar sporu. W kontekście ekonomicznym po jednej stronie znajdują  się producenci papierosów, po drugiej - ubezpieczyciele. Ci pierwsi zazwyczaj odwołują się w swej propagandzie do wolności człowieka, ci drudzy – troszczą się o nasze zdrowie. Ale, tak naprawdę, i jednym i drugim chodzi o kasę.

Drugi wymiar sporu jest czysto polityczny. Prawica, będąc z reguły przeciwna wtrącaniu się państwa w prywatne sprawy opowiada się przeciw zakazom. Zakaz palenia jest dla niej jeszcze jednym przejawem budowania „nowego, wspaniałego, świata”. Ideologiczna lewica, która tworzy ten świat, krok po kroku wprowadza w życie swój kanon moralny. A w nim, obok różnych “tolerancji”, jest też zapis na papierosy. Wystarczy popatrzeć pod tym względem na rządzoną przez lewicę Europę.

Jednocześnie zdarza się, że lewicowi dziennikarze czy działacze są przeciwni zakazowi. Jak się wydaje, wynika to z ich osobistych słabości. Dostojewski kpił z rewolucjonistów, którzy za papierosa w więzieniu oddaliby wszystko. Jeśli nie potrafią zmienić siebie, to niby dlaczego miałaby im się udać zmiana świata? Ci niekonsekwentni lewicowcy są jakby kontynuatorami tamtej tradycji.

Właśnie pomijany w tych sporach wymiar psychiczny jest w moim przekonaniu bardzo istotny. Zazwyczaj zwolennicy zakazu palenia akcentują aspekt zdrowotny, ale przecież nie można lekceważyć wolności wewnętrznej i silnego charakteru, który papierosy osłabiają (bo każdy nałóg osłabia wolę).

Nie oznacza to oczywiście, że należy prawnie zakazywać palenia gdzie się da (zdrowy rozsądek zawsze się przydaje). Niemniej w sferze propagandowo-edukacyjnej jestem za zwalczaniem nikotynizmu. I niekoniecznie tylko dlatego, że szkodzi zdrowiu, ale przede wszystkim z uwagi na fakt, że ogranicza wewnętrzną wolność człowieka.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Ekologom pod rozwagę

Mroźna zima sprawia, że kominy elektrociepłowni i kotłowni pracują pełną parą. Zwiększa się emisja zanieczyszczeń, co z kolei grozi ociepleniem klimatu. Co prawda, klimat już się ociepla, ale obecny rok (a i ubiegły pewnie też) to tylko przerwa w globalnym procesie ocieplenia (tak przynajmniej tłumaczą w telewizorze). Jedyny słuszny wniosek jaki się nasuwa, to ten, że należałoby ograniczyć ogrzewanie mieszkań, aby spowolnić rzekome zmiany klimatyczne.

Bardziej zdeterminowani w bitwie o klimat powinni stosować liście zamiast papieru toaletowego. Papier (nawet przetworzony) to jednak papier; a jak papier, to drzewa; a jak drzewa to te w Puszczy Amazońskiej, które przecież musimy chronić.

Ale największy ekologiczny odlot o jakim czytałem (przed laty), to apel  nawiedzonej ekolożki o podniesienie cen oleju napędowego. Powód: rolnicy ranią „Matkę Ziemię”, orając pola pługami. “Matka” co prawda nie krwawi, ale pewnie ją boli - jakby kto nożem przejechał. Dzisiaj, gdy za olej trzeba płacić powyżej 4 zł, „Matce Ziemi” chyba będzie lżej.

A gdy mimo wszystko ktoś nie chce się pogodzić z tym okrutnym dla Ziemi światem, może uciec od cywilizacji. Pewien amerykański bloger pisze, że jego znajomy mieszka w lesie w stanie Missouri. Facet zaszył się w głuszy, bo jest przeciw „głupocie ludzkiej”. Motywacja całkiem całkiem, a i jakoś sobie człowiek radzi, żywiąc się (jak mniemam) korzonkami i innymi roślinkami. Jednak dwóch spraw ów samotnik nie przeskoczy - musi chodzić do miasta po tytoń do fajki i ... karmę dla psa. Wiadomo - ziół pies nie trawi, a że ekologiczny, to „zajca” nie ubije.

I teraz wniosek dla ekologów: cywilizacja czasami się przydaje, zwłaszcza gdy trzeba nakarmić psa. A kogo, jak kogo, ale czworonożnych braci przecież zieloni muszą chronić w pierwszej kolejności.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Ranking prześladowców chrześcijan

Organizacja "Open Doors” opublikowała listę 50 państw, w których chrześcijanie prześladowani są najbardziej. Lista jest ustalana na podstawie specjalnych raportów sporządzanych przez przedstawicieli organizacji.

“Wygrała” Korea Północna, w której wyznawcy Chrystusa nie są traktowani jak ludzie, wykorzystywani np. do eksperymentów biologicznych. Następne miejsca zajęły: Iran, Arabia Saudyjska, Somalia, Malediwy, Afganistan, Jemen, Mauretania, Laos, Uzbekistan. Pozostałe przypadły krajom afrykańskim i azjatyckim, głównie z dominującym islamem.

W ostatnim czasie sytuacja chrześcijan pogorszyła się w takich krajach jak Mauretania (tortury, aresztowania), Wietnam (konfiskowane mienie kościelne, palone klasztory), a także Azerbejdżan, Turcja, Tadżykistan, Tunezja, Kirgistan. Nieco lepiej w porównaniu do poprzednich lat jest w Arabii Saudyjskiej (mimo wszystko), Algierii, Indiach, Kubie.

Rzuca się w oczy duża niechęć do chrześcijaństwa w krajach islamskich. W rankingu "awansują" kraje byłego Związku Sowieckiego. Oprócz wymienionych, na przykład Czeczenia zajmuje 19 miejsce na liście.

Jeszcze jedna ciekawa kwestia: na liście nie ma żadnego państwa europejskiego, ani samej Unii Europejskiej, choć ostatnia "akcja z krzyżami" (głośne orzeczenie Trybunału ze Strasburga) musi przecież dawać do myślenia. Jeśli progresja się utrzyma, za rok możemy oczekiwać debiutu na liście.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

„Katolicka hipokryzja”

Ulubioną zabawą różnej maści lewicowców jest nabijanie się i wypominanie katolikom hipokryzji. Słyszy się zewsząd, że: "katolicy co innego mówią, a co innego robią", że Polska, choć katolicka - jest pijana, że księża tacy, owacy, a politycy prawicowi tylko podwieszają się pod Kościół.

Oczywiście przypadki świadomej hipokryzji się zdarzają, ale kościelni krytycy idę dalej. Oni uznają katolicyzm za obłudny niemal z samej swej istoty. Oto "dowód": pomimo znajomości przykazań, katolicy co raz biegają do spowiedzi, czyli notorycznie łamią przykazania.

Takie podejście świadczy o niezrozumieniu natury życia chrześcijańskiego lub o zwyczajnej złośliwości (w praktyce najprawdopodobniej chodzi o jedno i drugie). Oczywiście, każdy katolik wyznaje pewien kodeks moralny, dzięki któremu w łączności z Chrystusem może osiągnąć zbawienie. Jednak droga do nieba wiąże się z ciągłym wzrastaniem. Upadki są niejako wpisane w ludzką naturę. Rzecz w tym, żeby z jednej strony powstawać i wciąż na nowo się uświęcać, z drugiej – nie traktować upadków, jako usprawiedliwienia dla swej grzeszności. .

Mentalność lewicowa stoi zaś na stanowisku, że chrześcijanin nie może upadać. Za jednym zamachem znosi sakrament spowiedzi i wymaga od niego doskonałości, zapominając, że uświęcenie jest procesem. Grzeszność nie jest zatem przejawem hipokryzji, ale zwyczajnej ludzkiej słabości: “chcę, ale mi nie wychodzi, bo jestem słaby”. Czy taką postawę można nazwać hipokryzją?

Za tą argumentacją czai się sprytny sofizmat. Co ma zrobić chrześcijanin, żeby nie został przezwany  obłudnikiem? I tu dochodzimy do puenty: najlepiej przestać chodzić do spowiedzi i (co się z tym wiąże) wystąpić z Kościoła; wtedy będzie “szczery i spontaniczny”.

Pytanie tylko: czy wówczas stanie się bardziej moralnym człowiekiem?