czwartek, 17 grudnia 2009

Wyznanie zabobonnego katolika

Obserwacja współczesnego świata przywołuje u mnie na myśl - niemal na zasadzie odruchu Pawłowa - taki fragment wiersza Andrzeja Bursy: "Lecz, gdy widnokrąg oko rozszerzy czerwone/ Miasto jak pięść pancerna nieomylnie grozi/ I niestyty radości ten jarmark ubogich/ Stąd ten piorun ukryty i ten miecz wzniesiony" (cytuję z pamięci).

Gdy patrzy się na tych wszystkich celebrytów, polityków, przedświąteczne "dżingle bens", promocje, Unie Europejskie etc. etc.; gdy człowiek poczyta na różnych "social media" jak ludziom odwala, jakie mają poglądy, o czym myślą, marzą, to przekonanie Bursy o tym, że musi tu uderzyć piorun narasta we mnie z każdym dniem i wręcz graniczy z pewnością. Przecież prymitywizm, głupota, a przede wszystkim zło, nie mogą pozostać bezkarne...

Mając przekonania "zabobonnego katolika", wierzę, że tak naprawdę o zwycięstwie dobra lub zła w życiu społecznym (ale i osobistym) nie decydują politycy i aktywiści społeczni, lecz ilość i jakość modlitw, które wznoszone są ku Niebu (jest taki ciekawy tekst Donoso Cortesa na ten temat).

Nie znaczy to oczywiście, że powinniśmy spocząć na laurach. W wymiarze przyrodzonym musimy oczywiście robić wszystko, co do nas należy, kierując się roztropnością. Ale przede wszystkim należy pamiętać, że fundamentem do zwycięstw są modlitwy, posty i bogobojne czyny.

Problem w tym, że ilość modlitw w ostatnich czasach zmalała, a przynajmniej jest nieproporcjonalna do potrzeb. Dlatego wątpię, by człowiek w skali globalnej opamiętał się. "Niesyty radości jarmark ubogich" będzie trwał i ściągnie na siebie karę. Karę oczyszczającą i otrzeźwiająca.

I chociaż jako człowiek oczekuję jej z bojaźnią i drżeniem, to z drugiej strony zdaję sobie sprawę z jej nieuchronności.

czwartek, 10 grudnia 2009

W UE pości się w poniedziałek, nie w piątek

Na konferencji, która miała miejsce w Parlamencie Europejskim w ubiegłym tygodniu, omawiano kwestię wpływu produkcji mięsa na emisję gazów cieplarnianych i w konsekwencji ocieplenie klimatu. Przy tej okazji Paul McCartney (ongiś The Beatles) promował kampanię "Poniedziałek wolny od mięsa", a wiceprezydent Parlamentu Europejskiego, Edward McMillan-Scott, oficjalnie wezwał poddanych by przerzucili się na wegetarianizm.

Widać, że światowa lewica czepiło się tego mięsa jak pijany płotu i nie odpuszcza. Ostatnio prof. Singer "bioetyk" domagał się zwiększenia podatku na mięso do 50%. On również chciał ograniczyć - a jakże! - emisję gazów cieplarnianych. Czy ta zbieżność działań jest przypadkowa? Widać w tym jakąś globalną strategię zmierzającą do zmuszenia ludzi, by odżywiali się tylko korzonkami.

Przy czym całkowicie przemilcza się kwestię ujawnionych ostatnio e-maili klimatologów, z których wynika, że tezy dotyczące ocieplenia klimatu są wynikiem manipulacji danymi. Sprawa jest znana i odbiła się szerokim echem w mediach, ale w Unii jakby tego nie słyszeli. Dalej robią swoje, jak w tej pieśni "a my musimy siać", choć podstawy intelektualne do tego siania mają marne.

Inną zastanawiającą sprawą jest wybór poniedziałku na dzień bezmięsny. W tradycji katolickiej dniem bez mięsa był i jest piątek, na pamiątkę dnia Męki Pańskiej. Nasi Europejczycy udają, że o tym nie wiedzą. Jakie mają w tym intencje? Albo w imię walki o neutralność światopoglądową boją się nawiązać do piątku, aby nie oskarżno ich o promowanie katolicyzmu, albo - co bardziej prawdopodobne - sami mają awersję do Kościoła i nie chcą mieć z nim nic wspólnego.

Jak widać ta awersja ma już chorobliwe objawy. Mogli przecież podczepić się pod piątek katolicki i tym samym osiągnąć lepsze wyniki swej akcji. Nic z tego. Uprzedzenia są zbyt głębokie.

Swoją drogą za komuny w stołówkach też poniedziałek był bezmięsny. Czyżby chciano w ten sposób nawiązać do tej starej, świeckiej tradycji?

środa, 2 grudnia 2009

Podatek od dobijania chorych

Bioetyk prof. Peter Singer zadziwia świat swoimi poglądami już od kilku dekad. Jego twierdzenia dotyczące między innymi zabijania dzieci czy dobijania chorych są powszechnie znane. Gdyby jednak ktoś ich nie znał, to uprzejmie donoszę, że nie widzi on większych przeciwwskazań by - odpowiednio - zabijać i dobijać...

Ostatnio wpadł na pomysł, aby nałożyć 50% podatek na wyroby mięsne. Ma to być wyciągnięciem ręki w stronę prześladowanej zwierzyny, której los leży mu szczególnie na sercu. Radykalne podwyższenie podatku doprowadziłoby do zmniejszenie spożycia mięsa i jednocześnie wpłynęłoby na polepszenie jakości życia świń, krów, kur i innego drobiu. (Przy okazji może udałoby się ograniczyć emisję gazów cieplarnianych!)

Skąd biorą się takie pomysły? Singer nie wierzy, że człowiek ma duszę. Jeśli zaś nie ma duszy, jeśli nie stworzył go Bóg, to nie różni się zbytnio od zwierzyny hodowlanej czy łownej. Co więcej, wszyscy cierpią ponoć tak samo, a "walka z cierpieniem" należy do pryncypiów jego Etyki praktycznej.

Przyjmując taką zasadę łatwo dojść do wniosku, że schorowane życie schorowanego, starszego człowieka czy "płodu", staje się mniej warte niż życie zdrowego świniaka czy źrebaka wesoło wierzgającego po pastwisku.

Dzisiaj Singer żąda podatku od mięsa, jutro, zgodnie z tą logiką, będzie domagał się wprowadzenia składki, które opłaci nasze ewentualne przyszłe uśmiercenie. Chyba, że z naszej zrzutki na ZUS zostanie jeszcze parę groszy (co jest wariantem optymistycznym) i właśnie te pieniążki zostaną przesunięte na eutanazję.