czwartek, 23 września 2010

Dlaczego wielu prawicowców utrzymuje się z budżetu?

Utrzymać się z własnej pracy bez ściągania kasy z budżetu jest w dzisiejszych czasach (a zresztą w każdych) wyjątkowo trudno. Najemnicy prywatni i najemnicy budżetowi, a więc ludzie, którzy sami nie potrafią zdobyć pieniędzy (legalnie!) na swoje i rodziny utrzymanie, stanowią olbrzymią większość społeczeństwa.

Paradoksalnie pewna część budżetowców czy najmitów, to osoby o poglądach prawicowych, może nawet werbalnie wolnorynkowych. Jednak z różnych przyczyn nie udaje im się utrzymać własnej firmy i muszą pozostawać na garnuszku państwowym lub prywatnego właściciela.

W efekcie wybielają budżetówkę: że nie taka zła, że prawicowość, to kwestia religijno-kulturowa itp. Oczywiście narażają się ze strony “korwinowców” na zarzut socjalizowania. Jednak w rzeczywistości nie zawsze są gospodarczymi socjalistami czy zwykłymi nieudacznikami. Przyczyną bywa... moralność i zbyt czułe sumienie.

Cały ten handel, reklama, sprowadzają się do „łowieniu klienta”. Żeby go złowić trzeba zastosować jakąś strategię manipulacji. Nawet jeśli produkt, który proponują jest godziwy moralnie, to same podchody pod klienta, kombinowanie z podatkami, potyczki z konkurencją, zawsze będą rodziły wątpliwości moralne. Ktoś, kto nie ma zbyt pojemnego sumienia, nie poradzi sobie z tym, no i - zostaje budżetowcem.

Nie chcę przez to powiedzieć, że to wina np. moralności katolickiej. Wręcz przeciwnie, to świat jest tak zorganizowany, że dla skutecznego osiągnięcia niektórych celów (w tym gospodarczych), trzeba niekiedy przymknąć oko na pewne sprawy lub - powtórzę to jeszcze raz - mieć bardzo pojemne sumienie. Jeśli się go nie ma – będzie trudniej przebić się przez konkurencję. Owszem, jest to możliwe i nie wszyscy “kapitaliści”, to niemoralni krwiopijcy. Znam, czy słyszałem o takich, którzy, dzięki doskonale uformowanej cnocie roztropności, potrafią odnajdywać zawsze (chyba?) godziwe środki w realizacji swoich celów gospodarczych. W pewnym sensie jednak prezentują swego rodzaju heroizm etyczny.

Jednak w większości przypadków do wyboru pozostaje praca dla kogoś lub “pasienie się na urzędzie” z pieniędzy budżetowych.

Jak widać alternatywa jest trudna: heroizm albo socjalizm!

sobota, 18 września 2010

Hetman Źółkiewski i ukraińskie disco polo

Żółkiew to miasteczko założone przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Leży około trzydziestu  kilometrów od granicy z Polską, w kierunku na Lwów. Miasteczko należało między innymi do Sobieskich i Radziwiłłów. Największą perełką wśród jego zabytków jest kościół farny wziesiony na początku XVII wieku przez założyciela grodu. Hetman zresztą spoczywa w podziemiach świątyni wraz z innymi przedstawicielami ważnych dla miasteczka rodów

Kościół znany był m.in. z obrazów batalistycznych przedstawiających wielkie bitwy oręża polskiego. Teraz te dzieła znajdują się w Polsce.

Nieopodal fary rozciąga się obszerny plac. Za komuny pewnie maszerowały po nim pochody pierwszomajowe. Obecnie rozstawiono tu ogródki piwne, z których rozbrzmiewa ukraińskiego dico polo.

Do grobu Hetmana jest stąd kilkadziesiąt metrów. Z jednej strony Zdobywca Moskwy, z drugiej - ta muzyka.
Kicz, który chce zagłuszyć wielkość.

wtorek, 14 września 2010

Kumplo-ojciec Narodu

Kluczem do uwiedzenia polskiego wyborcy jest pewien ulotny, trudny do zdefiniowania “luz” w zachowaniu, gestach, sposobie mówienia polityka. Luz ten sprawia, że zostaje on budzącym zaufanie “swoim chłopem”.

“Swojskość” osiąga się nie tylko przez luz, ale również unikanie wychylania się w różnych sprawach oraz akcentowanie aspektu ludycznego (piłka, skoki narciarskie, piwko itp.) w kontaktach z elektoratem. Trudno o takim przywódcy powiedzieć, że jest tylko “Ojcem Narodu” – on jest równocześnie “Kumplem Narodu”.

Donald T. z pewnością docenia znaczenie “kumplostwa”. Ale zdaje sobie również sprawę z wagi “ojcostwa” w kampanii wizerunkowej. Chce być ojcem nowoczesnym, dialogicznym, partnerskim, posiadającym jednak też pewne cechy tradycyjnego pana domu. Jest wspaniałomyślny, brzydzi się małostkowością, pieniactwem. Nieustannie wybacza wszystkim, rzucającym kłody pod nogi. Patrzy dalej, widzi więcej. Te oczy z plakatu wyborczego. One dostrzegają coś, co nie jest dane maluczkim, sięgają poza horyzont: “- Miałem sen, że wszyscy ludzie w Polsce byli równi, bogaci i piękni. Miałem sen...”
Czy nie o to tu chodzi?

Dobry ojciec wprowadza bezpieczeństwo i spokój. Tam gdzie nie ma ojca, tam często są kłótnie, krzyki, bójki między rodzeństwem. Ojciec emanuje spokojem, przy nim opadają emocje, powraca nadzieja (“wszystko będzie dobrze”).

Można by się doszukiwać także religijnego kontekstu sprawy. Czyż Donald T. nie jest nam zesłany przez niebiosa? Czy nie jest nowym przywódcą-prorokiem, wizjonerem przyszłej Polski. Stąd wiara w cuda. Obietnice cudów świadczą o jego nadzwyczajnych mocach.

W takiej sytuacji każdy, kto mu przeszkadza, rzuca kłody pod nogi, jest niewdzięcznikiem, człowiekiem bez serca, nienawistnikiem, który słusznie jest wywlekany na środek sceny medialnej i bezlitośnie pałowany przy fleszach aparatów i pod czujnym okiem kamer.

“Ojciec” jakby tego nie widzi - on nie od tego, on ponad tym.

Taki to już jest, ten nasz “Kumplo -ojciec Narodu”.

czwartek, 2 września 2010

Co w antykatolickiej propagandzie decyduje o sukcesie?

 Dzisiaj decydują czynniki intuicyjno-mentalne. Jeśli ktoś lub coś zostanie zaliczony do obciachu, wówczas system go automatycznie odrzuca. Dlatego walka na poziomie intelektualnym w doraźnej polityce zeszła trochę na drugi plan (choć oczywiście nie można jej lekceważyć).

Nikt nie chce być wyśmiewanym, dlatego łatwo przyjmuje narzucany mu antyobciachowy (lewicowy) sposób myślenia. Rządzące media za symbole obciachu obrały sobie: Kościół i prawice. Kościół jest trwałym elementem tej układanki, zmienia się uważana za najbardziej prokościelną w danym momencie partia. Dawniej był to ZchN, kilka lat temu LPR, aktualnie na scenie pozostał PiS. Gdy pojawi się inny formacja, automatycznie właśnie ona stanie się obciachowa. Cały myk polega na umiejętnym wyprodukowaniu obciachowości.

Jak ją zatem wyprodukować? Istnieją trzy najważniejsze czynniki, gwarantujące sukces. Po pierwsze - trzeba mieć przewagę w mediach, narzucać w nich ton, wedle którego śpiewa reszta. Po drugie – w tych mediach nieustannie pokazywać kto jest „nowoczesny”, „świeży”, postępowy”, a kto jest zacofany. Postępizm jest oczywiście czysto umowny i narzucany na siłę. (Por. M. Karwat, O Złośliwej dyskredytacji. Manipulowanie wizerunkiem przeciwnika).

Po trzecie – najważniejsze. Zwalczany “obiekt” nie może być karany, prześladowany fizycznie przez innych rewolucjonistów (przynajmniej w fazie początkowej); może być tylko wyśmiewany. Komuniści krytykowali obóz klerykalno-faszystowski i prześladowali go; zachowywali się w sposób nadęty i poważny. Czy widział ktoś kabarety wyśmiewające “Solidarność”? Wręcz przeciwnie – komuniści (niczym samobójcy) dopuszczali aluzyjne skecze (Laskowik, Smoleń), które wyśmiewały komunę.

Dzisiejszy “sukces” antykatolików bierze się właśnie stąd, że nie są oni do końca poważni, że działają przez wygłupy, ironię (taka trochę postmoderna). Ale zbyt długo tak nie wytrzymają. Zaraz zaczną na poważnie. Już się rwą do “oddzielania Kościoła od państwa”, “zdejmowania krzyży” itd. A wtedy czar ironii i kpiny zniknie, nadejdzie zwykła, znana z historii, faza prześladowań.

Można by rzec : wszystko powróci do normy.
A oni znowu przegrają.

Zawsze przegrywają.