poniedziałek, 22 listopada 2010

Kabarety a gniew ludu

Zgadzam się z poglądem, że utrzymujące się duże poparcie dla PO wiąże się z działalnością różnego rodzaju komików i zgrywusów, którzy w telewizorach nabijają się z opozycji. Nikt nie chce być po stronie wyśmiewanych i nikt nie chce być obciachowcem. Wielu zaś chce przyjechać ze swojej wioseczki do wielkiego miasta, wykształcić się na europeistyce, dziennikarstwie czy marketingu i wstąpić do elity.

Metoda na wyśmianie i wykpiwanie opozycji jest nadzwyczaj skuteczna. Gdyby nie ona, już dawno doszłoby do “przegrzania” propagandowego i nastąpiłby “efekt bumerangu”, czyli lud przestałby słuchać telewizyjnych guru i zwróciłby swój gniew przeciw władzy. Właśnie za komuny doszło do takiego przegrzania.

Błędem komuny było to, że nie walczyła z opozycją śmiechem była bardzo poważna i sztywna. Czy ktoś pamięta jakiś kabaret nabijający się z "Solidarności"? Wręcz przeciwnie, komunistyczna cenzura, z nieznanych mi przyczyn, puszczała aluzyjne dowcipy Smolenia czy Laskowika, co sprawiało, że cała Polska śmiała się z komuny. A gdy na to nałożył się kontekst ekonomiczny i polityczny - nastąpił krach.

Czy zatem w obecnej sytuacji nie da się “nowej komuny” ruszyć z posad? Ludzie sprzyjający rządowi obsiedli większość przekaziorów. Kabarety i tok szoły ani mru-mru o PełO tylko wciąż jakieś żarciki i nabijanki z opozycji. Powodzie, wichury, morderstwa polityczne – a tu poparcie dla władzy ani drgnie. Ale, jak długo?

Teraz będzie dygresja.

Parę lat temu podróżowałem pociągiem. Pamiętam, że przyczepił się do mnie jakiś lewak, który wracał ze zjazdu lewackich radykałów. Nie przyznawałem mu się do swoich poglądów, a on całą drogę nadawał różne ciekawostki z lewackiego świata. Wówczas rządziło SLD, facet uważał ich za kapitalistów i zdrajców idei lewicowej. W pewnym momencie zadałem mu pytanie: “-Skoro jest tak źle, dlaczego ludzie nie wyjdą na ulice?” On na to rzecze mniej więcej tak: “-Ludzie przyzwyczaili się do kryzysu, żeby wyjść na ulicę muszą pożyć trochę w lepszych warunkach, a później musi nastąpić tąpnięcie gospodarcze, przyjść kryzys. Słowem – lud musi coś dostać, a potem to utracić. Wtedy będą protesty”.

I teraz puenta: wydaje się, że przez parę lat było lepiej. Teraz zaś większość znawców wieszczy kryzys. Znaczy się - według tez mojego przypadkowego kompana - lud powinien wyjść na ulicę.

Czy kabarety powstrzymają nadchodzący gniew ludu?
________________________

środa, 10 listopada 2010

Czy da się ochrzcić demokrację?

Pogląd o możliwości ochrzczenia demokracji jest w zasadzie powszechny. Ludzie naprawdę wierzą, że to najlepsza z możliwych organizacja życia społecznego, że człowiek nic lepszego nie wymyślił i takie tam. Mało kto pamięta przestrogi starożytnych filozofów, którzy twierdzili, iż rządy motłochu należą do tych najgorszych.

Wychodzi się z założenia, że jest to system „normalny” i nie jest on wrogi katolicyzmowi. Jeśli w ramach tego systemu pojawiają się jacyś wrogowie, to należy prowadzić z nimi spór, a w tym sporze wygrywa po prostu lepszy. Ludzie Kościoła muszą zatem robić swoje, tzn. pracować w szkołach (lekcje religii), w grupach wspólnotowych, nawracać skrawkiem posiadanych mediów, itd. Słowem – prowadzić ewangelizację w ramach demokracji.

Błąd tego myślenia polega na uznaniu tego systemu za neutralny światopoglądowo i dający “normalne” ramy dla życia społeczeństw. W rzeczywistości za panującymi dzisiaj typami demokracji stoją modele człowieka zbudowane na podstawowych błędach antropologicznych. Dlatego - nie rzecz w tym, że mamy jakąś skrzywioną demokrację po komunizmie, z agentami, którzy wszystko psują (co prawda, agentów też mamy), ale – powtórzmy – idzie o system, który jest tak skonstruowany, że wyrzuca z siebie, to, co budowane jest na fundamentach katolickich zasad.
 
Postępując w ramach demoliberalnych reguł  katolik skazany jest na porażkę: w kulturze, w mediach, wreszcie na polu gospodarczym. I wyjątki od tej zasady nie są tu żadnym argumentem.
______________

środa, 3 listopada 2010

Jeszcze o wojnie polsko-polskiej

Czy trwająca "wojna polsko-polska" jest rzeczywiście efektem zderzenia dwóch sił politycznych, sprawujących w Polsce władzę? Taki pogląd zdaje się dominować w tzw. "dyskursie medualnym". Nadmuchany nadmiernie konflikt partyjny ma prowadzić do ujawnienia silnych emocji. Czy jednak tak gwałtowne podziały i różnice rzeczywiście  nie wystąpiłyby, gdyby nie polityczno-propagandowa wojna pomiędzy partiami?

Przecież tak czy inaczej narasta polaryzacji światopoglądowa społeczeństwa. Z jednej strony mamy różnych liberałów i postępowców, którzy podążają za zachodnimi trendami, z drugiej - ludzi mniej czy bardziej  konserwatywnych, bliższych Kościołowi. Te różnice z każdym rokiem się pogłębiają i to one stanowią podłoże do pojawiających się konfliktów. Przywódcy partyjni jedynie je symbolizują.

Zgoda - aktualny układ na mapie politycznej dodatkowo antagonizuje ludzi. Ale tak czy inaczej za fasadą partyjną toczy się poważny spór światopoglądowy. Ewentualne zmiany na scenie politycznej, niczego tu tak naprawdę nie zmienią. Eskalacja tego konfliktu jest nieuchronna.