poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nigdy o tym tak nie pomyślałem


Gdy byłem młodszy - unikałem Sylwestra, ale potem mi jednak trochę było szkoda. Inni gdzieś tam się bawią, strzelają korki od szampanów, a ja tu siedzę w czterech ścianach i czytam książki dla nudziarzy.

Najgorzej, że nie można było wtedy zasnąć. Człowiek podekscytowany bieganiną za oknami i ogólną strzelaniną, po prostu nie mógł złapać odpowiednie fazy na sen.

Teraz jest inaczej. Nie mam problemów z zasypianiem. Wyleczyłem się też z tych żałosnych nastrojów, że niby można było gdzieś pójść...

Dzisiaj jestem autentycznie radosny, że udało mi się z domownikami wynegocjować opcję - "Sylwester spędzamy w domu". Czuję szczerą, wewnętrzną radość na myśl, że nie muszę iść na jakieś dziwne bale lub łazić gdzieś po nocy.

Idea noworocznej zabawy nie jest dla mnie zrozumiała. Tak, wiem... Dla nikogo nie jest zrozumiała, bo tak naprawdę chodzi o pretekst, żeby sobie wypić i zabawić się.

Dlatego powie ktoś: po co to narzekanie i zawracanie gitary?
Niby tak.

Zatem siedzę sobie w domu i nie zawracam nikomu gitary.
Niech tam się lud bawi i cieszy, że znowu... rok bliżej do końca.

Może to rzeczywiście powód do radości.
Nigdy o tym tak nie myślałem.  


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Mam tak samo :)