Jak wiadomo rolą celebrytek(-tów) jest wygłupianie się na wizji, granie w głupich serialach i “bycie skandalistką (-tą)”. Takie zachowania podobają się ludowi, który ekscytując się nimi zabija popołudniowo-wieczorną nudę.
Ciekawe, że przeciw celebrytkom(-tom) często występują tzw. lewicowe autorytety moralne. Teoretycznie reprezentują podobną opcję obyczajową i na zdrowy rozum powinni trzymać się razem. Jednak “intelektualiści” lubią nabijać się z gwiazd i wręcz demonstrować swoją wyższość moralną.
Skąd to rozbicie? Wydaje się, że jest to rodzaj środowiskowej zdrady, wynikający ze zwykłej zazdrości (“oni mają kasę, a my nie”). Autorytety z racji roli pełnionej w społeczeństwie (mentorstwo intelektualne) ściągają mniej pieniędzy do swoich kieszeni (wiadomo - “czytalność” jest kiepska).
Gwiazdki, pełniąc nieco inną rolę w systemie (nie pouczają, lecz demoralizują), mają większą oglądalność, co przekłada się na ich zarobki.
Jak one reagują na tę krytykę?
Mogą być dwie możliwości. Pierwsza - nie zdają sobie z tego sprawy, przygłuszone aplauzem tłumów. Może nawet nie uświadamiają sobie istnienia grupy prześmiewczej, ewentualnie ją marginalizują, dostrzegając tylko “moralizujących prawaków”. Druga - wchodzą w rolę celebrytek (-ów) z wyrachowaniem. I w odpowiedzi na zdradę rzeczą mnie więcej tak:
“- A śmiejcie się ze mnie wy humaniści, intelektualiści, czy jak wam tam. Ja mam kasę, dom, basen, a wy co? Poczucie wyższości. Weźcie sobie swoje poczucie wyższości i udławcie się nim!”
Słowem – taka współczesna wersja Dołęgo – Mostowiczowego: „Wolę Buicka od pomnika”.
Wychodzi na to, że wbrew pozorom, te wszystkie paniusie, okazują się cwańsze od podstarzałych, moralizujących, lewicowych dziadków. Zdecydowanie więcej kasy ciągną z tego interesu, który zwie się szumnie “liberalną demokracją”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz