Pogląd o możliwości ochrzczenia demokracji jest w zasadzie powszechny. Ludzie naprawdę wierzą, że to najlepsza z możliwych organizacja życia społecznego, że człowiek nic lepszego nie wymyślił i takie tam. Mało kto pamięta przestrogi starożytnych filozofów, którzy twierdzili, iż rządy motłochu należą do tych najgorszych.
Wychodzi się z założenia, że jest to system „normalny” i nie jest on wrogi katolicyzmowi. Jeśli w ramach tego systemu pojawiają się jacyś wrogowie, to należy prowadzić z nimi spór, a w tym sporze wygrywa po prostu lepszy. Ludzie Kościoła muszą zatem robić swoje, tzn. pracować w szkołach (lekcje religii), w grupach wspólnotowych, nawracać skrawkiem posiadanych mediów, itd. Słowem – prowadzić ewangelizację w ramach demokracji.
Błąd tego myślenia polega na uznaniu tego systemu za neutralny światopoglądowo i dający “normalne” ramy dla życia społeczeństw. W rzeczywistości za panującymi dzisiaj typami demokracji stoją modele człowieka zbudowane na podstawowych błędach antropologicznych. Dlatego - nie rzecz w tym, że mamy jakąś skrzywioną demokrację po komunizmie, z agentami, którzy wszystko psują (co prawda, agentów też mamy), ale – powtórzmy – idzie o system, który jest tak skonstruowany, że wyrzuca z siebie, to, co budowane jest na fundamentach katolickich zasad.
Postępując w ramach demoliberalnych reguł katolik skazany jest na porażkę: w kulturze, w mediach, wreszcie na polu gospodarczym. I wyjątki od tej zasady nie są tu żadnym argumentem.
______________
______________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz