O. Knotz wydaje książki w nakładach, o których inni autorzy mogą tylko pomarzyć. Rozpisują się o nim zagraniczne i rodzime media. Popularność zawdzięcza nośnemu tematowi związków męsko-damskich oraz tzw. otwartej formie mówienia o nich.
Natychmiast nasuwa się pytanie: dlaczego święci i nauczyciele Kościoła nie byli aż tak “otwarci” na dyskusję o sprawach płciowości? Dlaczego generalnie dominowała u nich daleko idąca powściągliwość? Czy to ma świadczyć o ich manicheistycznych skrzywieniach (często taki absurdalny zarzut wysuwa się w stronę Kościoła)? Hipokryzji? Czy też sprawa ma głębsze dno?
Nauczanie Kościoła w omawianym temacie opiera się na przesłaniu ewangelicznym, a w warstwie filozoficzno-etycznej na czymś, co można by określić: realistyczną etyką płciową. Na przykład, w wychowaniu młodzieży akcentuje się znaczenie silnego charakteru i opóźniania rozbudzenia seksualnego, między innymi przez chronienie młodzieży przed deprawującymi obrazami. Takie podejście nie wynika z hipokryzji czy staroświeckości, lecz z realizmu i zdawania sobie sprawy z siły popędów. Tu nie ma miejsca na złudzenia, że dzięki samemu uświadomieniu seksualnemu (“przemawianiu do popędów”) można nad nimi zapanować. Do popędów się nie przemawia, popędy się opanowuje, poprzez pracę nad charakterem i wyrabianie określonych cnót.
Postulat panowania nad popędami obowiązuje także w odniesieniu do dorosłych. Dlatego w mówieniu o “tych sprawach” (w poradnictwie) wskazana jest roztropność i powściągliwość. Zbytnie koncentrowanie się na seksualności, ciągłe roztrząsanie “zagadnień szczegółowych”, tzw. “obalanie mitów”, sprzyja rozpalaniu wyobraźni. I choć o. Knotz porusza tematy w obrębie małżeństwa, to operuje w delikatnej materii, która łatwo może wymknąć się spod kontroli.
.
Mechanizm działania popędów i pokus jest bowiem taki sam dziś, jak przed wiekami (zwracał na to uwagę filozof Dietrich von Hildebrant). Czym bowiem różni się ludzka natura w XXI wieku od tej z V w. przed Chrystusem czy z XIII wieku po Chrystusie? Człowiek wymaga zawsze takiej samej pedagogii, a “duch czasów”, na którego otwiera się o. Knotz, bynajmniej nie ucisza ludzkich popędów. Jest raczej wyrazem pewnego trendu kulturowego, który objawia się frywolną otoczką w traktowania spraw płciowości. Widać to w dyskusjach światopoglądowych, modach, obrazach medialnych, reklamowych itp. Ów “duch” działa negatywnie na ludzką naturę, tzn. nie pomaga w opanowaniu sfery płciowości, lecz stymuluje do działań wątpliwych moralnie. Dlatego otwieranie się na niego, nie jest niczym innym, jak po prostu otwieraniem na te działania. Nie ma to nic wspólnego z racjonalnym dostosowywaniem się do ludzkiej natury, lecz prowadzi do jej wypaczenia
Przypomnijmy raz jeszcze: ludzka natura się nie zmienia. Nadmierna koncentracja na sprawach płciowości, nadawanie im priorytetów (tylko dlatego, że są priorytetami liberalnych społeczeństw i jej “kultury”), powielanie jej dosadnego języka, to przejaw wchodzenia w znane już kolejny.
W obronie zakonnika mógłby ktoś powiedzieć, że to media sztucznie roztrząsają tematy podejmowane przez Niego, a On sam nie ma większego wpływu na zawieruchę medialną wokół swojej osoby. Ale tak nie jest. Ojciec Knotz dosyć często i chętnie udziela się w mediach i tym samym wpisuje się w liberalną formułę, wedle której seks ma być jakimś nadzwyczajnym wymiarem ludzkiej egzystencji i, że wszystko inne jest tylko dodatkiem do niego.
Przy czym o. Knotz nie jest polskim odpowiednikiem Christophera Westa, który wprowadza “rewolucję seksualną" w Kościele amerykańskim. Jego podejście wydaje się być bardziej wyważone. Niemniej to co robi jest bez wątpienia rewolucją, a rewolucje wymagają ofiar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz