Dawniej pracownicy relaksując się palili papierosy w miejscu pracy. Teraz, gdy palenie jest zakazane "rozładowują stres" wchodząc na strony pornograficzne. Czyżby nowy, specyficzny "znak czasów"?
W latach 50. ubiegłego wieku połowa Amerykanów paliła papierosy. W 2004 już tylko 1/5.Jednak w zastępstwie pojawił się nowy nałóg – pornografia. Taką tezę stawia amerykańska publicystka Mary Eberstadt w 154 numerze (April & May 2009) czasopisma Policy Review w artykule zatytułowanym: Is Pornography the New Tobacco?
Ktoś powie: ludzka natura potrzebuje słabostek, by móc się w nich pławić. Niemniej należy pamiętać o pewnym zastrzeżeniu: wady i nałogi rozrastają się tam, gdzie nie pracuje się nad wyrobieniem cnót. W tym sensie natura nie znosi pustki i dlatego M. Eberstadt ma sporo racji, pisząc, że w momencie wycofywania się jednego nałogu w jego miejsce wchodzi drugi.
Dlaczego akurat pornografia zajmuje miejsce nikotyny? Władcy Zachodu, budując swój pokraczny Eden szczególnie uwzięli się na papierosy. Straszą chorobami, podnoszą akcyzę, wyrzucają palaczy z knajp i przystanków. Życie ma być bowiem sterylne i zdrowe, tylko wtedy będzie coś warte. Zdrowa skóra "wiecznej osiemnastki", zdrowy oddech, zero chorób i ani odrobiny cierpienia. W przeciwnym razie raj budowany przez "panów od oświecenia" ujawni swoją niedoskonałość. Coś zacznie w nim zgrzytać. "Panowie" nie lubią jak coś zgrzyta, wtedy zazwyczaj włączają opcję: eutanazja. W porównaniu zaś z papierosami pornografia jest "zdrowa": nie wywołuje raka płuc, a kwestie moralne znikają, gdy odseparujemy człowieka od religii.
Wspomniana Autorka zwraca uwagę na zmianę świadomości Amerykanów właśnie w kontekście moralnym, dotyczącym tych dwóch problemów społecznych. O ile kilkadziesiąt lat temu przeciętna Amerykanka uważała papierosy za sprawę prywatną (subiektywną moralnie), to pornografię uznawała za niemoralną z zasady (obiektywnie). Teraz jest odwrotnie. Pornografia to prywatna sprawa, kwestia gustu, stylu życia. Papierosy zaś są uznawane powszechnie za niemoralne.
Nieoczekiwana zmiana miejsc dotyczy także działań o charakterze biznesowym. Na marginesie rozważań Mary Eberstadt warto przypomnieć pewien fakt. Otóż guru amerykańskiego i światowego public relations Edward Ludwik Bernays (rodzinnie spokrewniony z Zygmuntem Freudem) w latach dwudziestych XX wieku zorganizował słynny przemarsz kobiet Piątą Aleją w Nowym Jorku. W tamtych czasach w Ameryce obowiązywał zakaz palenia papierosów przez niewiasty w miejscach publicznych. Akcja polegała na przejściu setek dam ulicą i proszeniu mężczyzn o zapałki w celu zapalenia papierosa. Akcja odbiła się szerokim echem w USA. Oficjalnie marsz miał być elementem kampanii w ramach walki o prawa kobiet. Taka wersja obowiązywała przez lata. Dopiero pod koniec życia Bernays wyznał w swoich pamiętnikach, że chodziło o pozyskanie nowych konsumentów(ek) tytoniu. W rzeczywistości była to więc akcja typowo piarowska producentów papierosów (por. P. Poręba, Niekonwencjonalne metody PR, za serwisem proto.pl)
Analogicznie jest dzisiaj jest chodzi o "seks biznes". Coraz więcej pornografów już nie tylko działa marketingowo wśród mężczyzn, ale chce, by to kobiety były odbiorcami ich produktów – zauważa Eberstadt. Dlatego posługują się podobnymi hasłami, jak reklamodawcy tytoniu przed laty, tzn. odwołują się do haseł feministycznych, sugerując, że chodzi im o równość, wolność i wyzwolenie niewiast, a nie o zdobycie nowej klienteli.
Co więcej, wydaje się, że taka taktyka przynosi efekty. Nie tak dawno na sympozjum poświęconemu relacjom między pornografią a feminizmem, prelegentka przekonywała, że łączenie feminizmu z krytyką pornografii to przejaw patrzenia na kobiety z perspektywy patriarchalnej. Kobiecie nie można, a mężczyźnie wolno? – oto jeszcze jedna barykada do zdobycia. W ten sposób upadł chyba ostatni punkt wspólny między chrześcijaństwem a feminizmem. W latach siedemdziesiątych zdarzało się bowiem, iż ruchy chrześcijańskie i feministyczne na Zachodzie doraźnie współpracowały ze sobą w walce z pornografią. Oczywiście każdy odwoływał się do innej motywacji. Chrześcijanie powoływali się na prawo Boże, feministki – walczyły z "prześladowaniem kobiet".
Wracając do omawianego artykułu. Amerykańska publicystka widzi też podobieństwo w podobnym kreowaniu swoich wizerunków przez wydawców pornografii i producentów tytoniu. Pornografowie sponsorują różne badania, które mają stwierdzić, że "seks biznes" jest niegroźny, ale jedynie uprzyjemnia życie. Ponadto są filantropami kultury, wspierają inicjatywy zdrowotne, ratują chore dzieci itp. Publika ma w efekcie dojść do wniosku, że to całkiem "spoko ludzie". To co przed laty było trudne do zaakceptowania teraz staje się normalne, nowoczesne i całkowicie aprobowane przez współczesnego człowieka. Co więcej, niezgoda na tę rzeczywistość już nawet nie zasługuje na polemikę, ale najwyżej na ironiczny uśmiech.
Ktoś kiedyś zauważył, że wszystkie amerykańskie mody w końcu docierają także do Polski. Z tą prawdopodobnie będzie tak samo. Jej pierwsze przejawy już możemy zaobserwować. Przykład – cytowane feministyczne sympozjum oraz (ponoć) wzrost zainteresowania pornografią w sieci. Niemniej w naszych warunkach zjawisko opisane przez Eberstadt nabiera specyficznego kolorytu. W praktyce bowiem wielu zachowuje stary nałóg, dorzucając do niego nowy. Po co jeden, skoro można mieć dwa (w jednym)? Taka lokalna innowacja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz