Jest taki stan
ducha, na który składają się: udana przedświąteczna spowiedź, rozkwitający, wiosenny kwiecień i z kuchni delikatną smugą snujące się zapachy.
Wtedy za T. S. Eliotem chce się powtórzyć:
"Jednak w ten zmierzch kwietniowy (...) czuję ogromny spokój i ten świat oceniam, jako wspaniały i młodzieńczy mimo wszystko" (cytat z pamięci).
I myślę
sobie, że gdyby Putin lub inna Merkel zaatakowali teraz Polskę,
niewiele by mnie to wzruszyło. Moja sytuacja obiektywnie byłaby
lepsza, niż sytuacja antyklerykała czy innego ateisty, który właśnie niezdrowo ekscytuje się jakąś nową, antykatolicką wrzutką w mediach, a w
wolnych chwilach mniema sobie, że "świat jakoś tak powstał".