Ostatnio sporo dyskutuje się o zimie. Trochę popadało, trochę pomroziło i od razu słychać wokół wielkie narzekanie, jakby aktualna zima była jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Ludzie dziwią się, że pada śnieg i mrozi, jakby słońce miało grzać i trawa się zielenić.
Ta ekscytacja białym puchem jest zabawna i nudna zarazem. Bez wnikliwszych analiz pogodowych pamiętam równie ostre zimy, które miały miejsce w okresie kilkunastu lat wstecz (gdy trzyma się samochód na powietrzu łatwo się takie rzeczy zapamiętuje). Nie mówiąc już o zimach z dzieciństwa. Słowem - zima jak zima, czym tu się ekscytować? I mróz o tej porze roku jest normą, i zasypane drogi też.
Owa nadrważliwość jest w dużym stopniu wynikiem medialnych nagonek. Robienie sensacji z byle czego służy przecież oglądalności i klikalności; dlatego ludzi się odpowiednio nakręca. Ale jest i druga strona medalu. Współczesny człowiek jest jakby delikatniejszy, bardziej wymagający i równocześnie słabszy psychicznie. Byle czym go można wystraszyć: zimą - zimnem, latem - gorącem itp. A gdy dodatkowo napatoczy się świńska czy ptasia grypa i w mediach non stop o niej trajkoczą, to w jego oczach momentalnie pojawia się paniczny strach.
Skąd bierze się ten lęk i przewrażliwienie? Z przyzwyczaienia do wygody i ciepełka. Jeśli coś zakłóca ciepełko, to od razu lud wykazuje tendencje do reakcji zbyt emocjonalnych, wręcz panikarskich. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju globalnego rozpieszczenia. Dlatego trzeba się powoli przyzwyczajać do tego ciągłego lamentu.