Z głośników dudni muzyka komercyjnej stacji radiowej, a co godzinę podają tendencyjne wiadomości (jak widać kontynuuję temat z ostatniego wpisu). Każdy musi obowiązkowo tego słuchać, każdemu to się musi podobać. Zarządcy nawet nie dopuszczają na myśl, że może być inaczej. Jak kto nienowoczesny, niech siedzi w domu. Ot, typowa, demokratyczna, wolność.
Za komuny też były kołchoźniki. Tak władza komunikowała się z ludem pracującym miast i wsi. Jak widać, niewiele się zmieniło. Owszem, dekoracje są inne, ale metoda podobna (a propos mechanizmów propagandy polecam książkę "Wywieranie wpływu na ludzi" R. Cialdiniego). Z tą tylko różnicą, że dzisiaj bardziej skuteczna. Dlaczego?
Kiedyś chłop czy robotnik słuchał wiadomości z kołchoźnika, idąc do pracy w pole czy do fabryki. Wiadomości kojarzyły mu się z negatywnym bodźcem. Z głośnika słyszał komunikat: "Bierut dobry", ale zamiast nagrody dostawał karę - ciężką robotę za grosze. Czy można się dziwić, że komuna padła?
Dzisiaj - "młody, wykształcony", leży sobie nieopodal basenu lub kąpie się w podgrzewanej wodzie. Wiadomości płynące z kołchoźnika kojarzą mu się z pozytywnym bodźcem: "Tusk dobry" - nagroda (kąpiel, sztuczna fala lub zjeżdżalnia). Pozytywny komunikat o Tusku utrwala się, skojarzenia są pozytywne
Dzisiaj - "młody, wykształcony", leży sobie nieopodal basenu lub kąpie się w podgrzewanej wodzie. Wiadomości płynące z kołchoźnika kojarzą mu się z pozytywnym bodźcem: "Tusk dobry" - nagroda (kąpiel, sztuczna fala lub zjeżdżalnia). Pozytywny komunikat o Tusku utrwala się, skojarzenia są pozytywne
Potem, gdy taki typo odsłucha sobie w domu "tefałena", od razu na słowo "PO" ślina mu pocieknie...